Wspomnienia Teresy Nieruchalskiej-Sternal
Teresa Nieruchalska-Sternal <1963-1968>
" A wszystko przez ten kwiat paproci "
Cofając się ponad 44 lata wstecz, przypominają mi się moje egzaminy ustne do
Technikum Leśnego w Mojej Wo1i w 1963 roku.
Zapamiętałam egzaminy z języka polskiego i biologii.
Była to sala w internacie z kilku osobową grupą, a za stołem p. Prof. Elżbieta
Staw. Pytanie skierowane do mnie brzmiało: jaką przeczytałaś ostatnio książkę? Oczywiście była to moja ulubiona książka,
biografia Marii C-Skłodowskiej.
Następnie moja ręka często wędrowała w górę, przy pytaniach zadawanych innym kandydatom.
Natomiast na egzaminie z biologii, p. Prof. Jan Kozak zadał mi pytanie, jak wygląda kwiat paproci, ponieważ niedawno
był okres kwitnienia.
Chwilę pomyślałam, a potem z moją dziecięcą naiwnością odpowiedziałam, że nigdy nie widziałam kwiatu paproci
pomimo,że mieszkałam w pobliżu lasu /Janisławice/ i często tam chodziłam.
Prof. Jan Kozak spojrzał na mnie i się szelmowsko uśmiechnął, a ja zostałam przyjęta do I klasy Technikum Leśnego.
Ponieważ nie mieszkałam w internacie, tych wspomnień mam mniej.
Jednak na zawsze zapamiętałam zalesiania i praktyki - w pogodę i niepogodę, oraz psikusy robione profesorom.
Szczególnie upodobaliśmy sobie Krzysztofa Włodka, Wojciecha Biegańskiego czy
Henryka Stekiela.
I tak upłynęło 5 lat edukacji w różnych warunkach bytowych, zakończonych
maturą w 1968 roku.
Jako leśnik-stażysta pracowałam w Nadleśnictwie Ostrzeszów.
Pracował tam również jako sekretarz nasz starszy kolega, Stanisław Pietrzak, oraz na stażu- Jan Gonera.
Pracowaliśmy jednak w różnych leśnictwach.
W sierpniu 1973 p. Dyrektor Zenon Adamczewski zaproponował mi pracę
głównego księgowego w Technikum Leśnym, scheda po p. Władysławie Patorze.
Tym samym, miałam przedłużony pobyt w Mojej Woli wśród uczniów.
Niewiele byłam od nich starsza.
Jednak mój pobyt tam nie trwał długo, bo tylko do 1973-1975r.
Dziwne to były wakacje, tego roku - wielkie sprzątanie i pakowanie w skrzynie, które zostały zdeponowane w TL w Miliczu.
Jestem jedyną osobą z naszej klasy, która przeżyła bezpośrednią likwidację naszej "ukochanej szkoły". Szkoły, która
była tu obecna przez 25 lat.
Uczucie bezsilności, pustki, ciszy - można było wtedy usłyszeć własne myśli.
Brak wesołego gwaru uczniów, brak kadry pedagogicznej!
Tak wyglądał 1-09-1975 roku.
Nie zapomnę tego nigdy...
Na bazie TL został utworzony Leśny Ośrodek Szkoleniowy. Jakże różny od na -
szej szkoły- taki obcy twór, trudny przez nas, pracowników do zaakceptowania. Kierownikiem został
p. Dyrektor Z. Adamczewski.
Pracowałam tam, jako mama dwójki małych dzieci: syna Arka i córki Joasi, oraz żona mojego obecnego męża Jerzego.
Pracowali tam również inni absolwenci TL : Gerhard Dobras, Bogdan Golczak ,Józef Krawczyk, Ola Nowakowska.
Wspominając 2-letni okres pracy w TL oraz trzyletni w LOS, nie mogę nie wspomnieć o ówczesnym Dyrektorze TL
i kierowniku tego ośrodka
Panu Z. Adamczewskim.
Tak wspaniałego i wyrozumiałego szefa dla pracowników i dla matki z małymi dziećmi nie spotkałam już nigdy- dziękuję.
Nie pozostałam w zawodzie leśnika, to samo powtórzył mój syn:
ukończył Technikum leśne w Miliczu, a następnie Politechnikę Wrocławską.
Natomiast honor rodziny uratował brat Józef, który rozpoczął edukację w TL
w Mojej Woli, ukończył w Goraju, a następnie AR-Wydział Leśny w Poznaniu.
Pracuje w Nadleśnictwie Syców.
W 1978 roku przeprowadziłam się z rodziną do Kalisza, gdzie mieszkam do dzisiaj.
Jestem pracownikiem w okresie przedemerytalnym, mam usamodzielnione
dzieci i dużo czasu na refleksje o przeszłości.
Zastanawiam się nieraz jaką moc miało moje dzieciństwo, jaką siłę i przesłanie
dała mi mała, położona w lesie - ze wspaniała atmosferą i kadrą pedagogiczną szkoła , i jak to się przełożyło
na dalsze moje życie i pracę zawodową.
Przekrój moich zawodów był różny, poprzez: pracownika administracji leśnej, administracji terenowej,
głównego księgowego w różnych branżach, a od 18 lat pracownika banku na różnych stanowiskach.
W okresie pracy w Mojej Woli zrodziły się między rodzinami pracowników przyjaźnie.
W moim przypadku do dzisiaj przetrwała przyjaźń, niejedna rodzina może nam
tego pozazdrościć- z rodziną Bogdana Golczaka, naszego kolegi z niższego rocznika.
Pomimo odległości, jaka nas dzisiaj dziel i- ponad 100 kilometrów, to kilka razy do roku się odwiedzaliśmy,
byliśmy nawzajem świadkami narodzin naszych dzieci, ich chrztów, pierwszych komunii świętych, czy ślubów.
Utrzymuję również kontakt z Wandą Bienias - Fedyk, z którą przez kilka lat dzieliłam jedną ławę w TL.
Pomimo różnicy charakterów, udało nam się przez te dziesiątki lat spotykać, a ostatnio nasze kontakty się jeszcze bardziej uaktywniły.
Wanda dzielnie walczy z ciężką chorobą, jestem przekonana, że wygra, czego jej bardzo życzę.
I to, jest to "coś" - wyniesione z Mojej Woli.
Pierwszym naszym spotkaniem po 16 latach był bal w internacie TL w Mojej
Woli, ależ tam była silna grupa. Śmiech, rozmowy, muzyka i pląsy trwały do białego
rana.
Potem były jeszcze dwa bale, jeden w Puszczykowie w1998 roku w Leśnym
Ośrodku Szkoleniowym, a drugi w Gołuchowie w Ośrodku Kultury Leśnej w 2003 roku.
Na szczególną uwagę zasługuje Zlot wszystkich ?Mojowolczyków? we wrześniu
2006 roku zorganizowany przez Dyrektora TL p. Zenona Adamczewskiego- tak zdeterminowanego w dążeniu
do obranego celu, jeszcze nikogo nie spotkałam. Myślę,że nie będę osamotniona w poglądzie,
że gdyby nie Dyrektor Z.Adamczewski nie byłoby tego zlotu.
Wielki ukłon Panie Dyrektorze!.
Z inicjatywy Macieja Kucharskiego od 4 lat nasza klasa spotyka się na terenie byłego
ogrodnictwa Technikum Leśnego, ostatnio dołączają też absolwenci z innych roczników, z czego się cieszymy.
Nasuwa się pytanie: co jest zasługą tego, że po tylu latach przejeżdżamy setki
kilometrów, nie raz ze szwankującym zdrowiem, aby się na parę godzin spotkać?
Myślę, że musi to być wielka magia tego miejsca i nasza bezinteresowna przyjaźń.
Teresa Nieruchalska-Sternal
« poprzednia | następna » |
---|
Poprawiony (niedziela, 21 listopada 2010 01:05)