Wspomnienia Barbary Chojnackiej-Dylewicz

Ocena użytkowników: / 2
SłabyŚwietny 

 

Barbara Chojnacka-Dylewicz <1953-1957>

 

Fragmenty z korespondencji...

 

Darz  Bór

W odpowiedzi na apel do absolwentów Technikum Leśnego w Mojej Woli pragnę skreślić kilka słów wspomnień z lat 1953-1957,                                      Jestem absolwentką z 1957 roku i przepracowałam w lasach 41lat.  Egzamin do technikum zdawałam w roku 1953 w Mojej Woli.  Natomiast we wrześniu tegoż roku przydzielono nas do Technikum Leśnego w Starościnie i tam uczyliśmy się przez dwa lata. W 1955 przeniesiono nas z powrotem do Mojej Woli i tu zdawaliśmy maturę.      W tym uroczym zamku mieszkałam przez dwa lata w sali dwunastoosobowej przy tarasie.  Warunki dość spartańskie, ale duch był gorący. W 1956 roku była zima stulecia, temperatura - 30  stopni Celsjusza, grzejniki, choć żeliwne, popękały, bo popsuł się piec co.  Spałyśmy po dwie w jednym metalowym łóżku, ubierałyśmy wszystko, co miałyśmy w szafie / a niewiele wtedy miałyśmy /, przykrywałyśmy się dwiema kołdrami  i nie zamarzłyśmy.  Na praktykę szłyśmy w kufajkach, ścinać drzewa piłą ręczną - było gorąco.  Do lasu kanapka z marmoladą,  ale wesoło.  W klasie było nas 37 dziewcząt i dzięki profesorowi Joachimowi Zaprzalskiemu, który był naszym wychowawcą, wszystkie zdałyśmy maturę.  Profesor często rzucał czapką o podłogę i mówił; "..Uczcie się, bo postanowiłem was wszystkie doprowadzić do matury..".  Myśmy tę czapkę z godnością podnosiły i wręczając przyrzekałyśmy, że będziemy się uczyć.  Pamiętam - wstawałyśmy o czwartej rano,ptaszki w parku już zaczynały śpiewać, a my zawijałyśmy się w koc i szłyśmy na ławeczki, jeżeli były zajęte, to siadałyśmy pod dębem lub platanem i uczyłyśmy się.  O siódmej, poi porannej toalecie, biegłyśmy do pobliskiego kościółka modlić się o szczęśliwe zdanie matury.  Póżniej szłyśmy na śniadanie i do odległej o kilkadziesiąt metrów szkoły.                Dyrektorem szkoły był pan Witold Leraczyk - godny tego stanowiska.                                                                                                                             Życie kulturalne też kwitło. Przy technikum działał zespół taneczny i chór, do którego należałam.  Prowadził go pan profesor Joachim Zaprzalski.  Jeżdziłyśmy z występami po całej okolicy, do zakładów pracy i jednostki wojskowej.  W 1956 roku na 1-go Maja zostałyśmy zaproszone do Ministerstwa Leśnictwa w Warszawie.  Za stołem prezydialnym siedział minister Jan Dąb-Kocioł.  Każda uczestniczka tego wydarzenia otrzymała książkę z dedykacją.  Póżniej brałyśmy udział w defiladzie na ulicy Marszałkowskiej. Obowiązujące wtedy stroje to białe bluzki, granatowe spódniczki, czerwone krawaty i na nogach białe tenisówki czyszczone pastą do zębów, ale byłyśmy wesołe i szczęśliwe.       Już 48 lat minęłood zdania matury, amy przez ostatnie dziesięć lat spotykamy się regularnie codwa lata, raz w Mojej Woli, raz w Starościnie.  Na każde święta wysyłamy sobie życzenia.    W tympięknym korkowym zamku, choć warunki były spartańskie, zawiązała się przyjażń na całe życie.  Pozostało nas jeszcze 31 dziewcząt - "babć", które na pewno na "wezwanie" do Mojej Woli zgłoszą się z całej Polski i z zagranicy.

Bystrzyca Oławska 10.02.2006 r.

Poprawiony (środa, 17 listopada 2010 16:57)

 
Powrót
<<< WSPOMNIENIA I REFLEKSJE Artykuły mojowolczyków Wspomnienia Barbary Chojnackiej-Dylewicz