Witam koleżanki i kolegów.
Oto kolejna informacja o jednym z naszych kolegów - zaczynał w roczniku stacjonarnym, a ukończył szkołę na Wydziale Zaocznym.admin
Załącznik:
Janusz Wojnowicz - I klasa technikum.JPG [ 18.24 KiB | Przeglądane 60637 razy ]
Zmienne koleje losu kol. Janusza Wojnowicza (vel. Wąsek)Urodził się w 1942 r. pod znakiem Strzelca. Tym można tłumaczyć niespokojną naturę i zmienne koleje losu. Po ukończeniu szkoły podstawowej podjął naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Reja w Warszawie. Ale, że wabiła go natura i wzywał zew lasu, rychło trafił do pierwszej klasy Technikum Leśnego w Mojej Woli. Promocję do klasy II otrzymał, ale Rada Pedagogiczna zrezygnowała z dalszych starań wychowawczych, toteż na świadectwie znalazł się dopisek: „bez prawa uczęszczania do tutejszej szkoły”.
Roczny pobyt w Technikum Leśnym w Mojej Woli, chociaż krótki, zdecydowanie wpłynął na jego dalsze wybory życiowe, tutaj bowiem „z błogosławieństwem” Pani Profesor Elżbiety Staw mógł podejmować z kolegami takie działania, jak zinwentaryzowanie zbiorów biblioteki szkolnej, organizowanie wieczorków literacko-rozrywkowych dla słuchaczy Wydziału Zaocznego, utworzenie szkolnego zespołu muzycznego czy wystawienie sztuki teatralnej Michała Bałuckiego „Grube ryby”, z którą mojowolska „trupa teatralna” udawała się do okolicznych wiosek, niosąc (wożąc) na przyczepie traktorowej ducha kultury.
W tym czasie zdążył się też zakochać w Koleżance z klasy maturalnej o dużym współczynniku inteligencji i filigranowej figurze, która właśnie bardzo dramatycznie przeżywała „porywy młodości”; one to podobno w jakimś stopniu miały się przyczynić do …wystawienia „wilczego biletu”. Skutkiem tego była dalsza wędrówka po kolejnych szkołach: Technikum Leśnym w Białowieży i Technikum Leśnym w Warcinie z chwilową przerwą na pobyt w Warszawie. Tu podjął pracę w Drukarni Akcydensowej, gdzie ciągał wózki z belami papieru i pracował jako introligator. Z nastaniem lata pojechał jednak do Gdańska na sesję w Studium Religioznawstwa dla nauczycieli (jakoś się wcisnął), co było zdecydowanie bardziej interesujące. Lato się kończyło, sesja na Studium też, więc znalazł pracę w Zakładach Pralniczych jako elektromechanik. Po latach z satysfakcją dziwił się, że punkt usług pralniczych, gdzie zakładał instalację elektryczną, działał i nic się nie spaliło.
„Wilka ciągnie do lasu”, tedy wczesną wiosną 1962 r. zajrzał do OZLP we Wrocławiu, a tu nieoczekiwanie łatwo otrzymał angaż na stanowisko gajowego w Nadleśnictwie Chojnów, Leśnictwo Rokitki (po roku przeniósł się do Leśnictwa Michałów). Odwiedził też Technikum Leśne w Mojej Woli, gdzie dyrektor Witold Leraczyk (za niejakim wstawiennictwem i poręczeniem Pani Profesor Elżbiety Staw) zaryzykował przyjęcie go na Wydział Zaoczny. Tym razem bez problemów ukończył szkołę w 1964 r. i otrzymał dyplom technika-technologa w specjalności leśnictwo. Zaowocowało to awansem na podleśniczego.
Spokojne życie nie było jednak dlań stanem normalnym, oddelegowano go przeto do pracy w związkach zawodowych pracowników leśnictwa i przez rok był przewodniczącym Kolektywu Rad Zakładowych, skupiającym 11 rad w nadleśnictwach i składnicach drewna. Już jako stateczny ojciec rodziny (ożenił się, urodził mu się syn Tytus) uzyskał zgodę nadleśniczego na etat leśniczego służby wewnętrznej (podówczas był to sekretarz nadleśnictwa) i skierowanie na zaoczne studia leśne. Innego zdania w tej ostatniej kwestii – mając na uwadze „nagrodę” za działalność związkową – był kadrowiec w OZLP, z żalem więc rozstał się z leśnictwem i szukał szczęścia w Stolicy. Był krótko (funkcjonowała wtedy zasada „awansu poziomego") technikiem na budowach studni głębinowych, kierownikiem zakładu stolarskiego, cieślą w Hydrobudowie, kadrowcem w geofizyce, szkoleniowcem w Instytucie Motoryzacji, referentem prawnym (i może jeszcze jakieś inne epizody zawodowe).
Potrzeba kontaktu z naturą i potrzeba ruchu znalazła swoje ujście w turystyce kwalifikowanej. W ramach PTTK organizował spływy kajakowe, obozy żeglarskie, wędrówki piesze, górskie i rowerowe, imprezy na orientację. Toteż podjął pracę zawodową w PTTK. W Zarządzie Głównym zajmował się działalnością Biur Obsługi Ruchu Turystycznego w Polsce (ponad 100), a później kierował działalnością szkoleniową i przewodnictwem turystycznym. W tym czasie m.in. zreorganizował system kształcenia kadr w PTTK, był członkiem jury Konkursów Krasomówczych Przewodników Turystycznych w Golubiu-Dobrzyniu, powołał Szkołę Górską Przewodników, sam zaś uzyskał uprawnienia Przodownika Turystyki Pieszej, Instruktora Imprez na Orientację, Przewodnika Górskiego Sudeckiego, Przewodnika Muzealnego po „Darze Pomorza” i... Przewodnika Zakładowego po Puszczy Kampinoskiej.
Myśląc o dalekich rejsach, uzyskał uprawnienia radarzysty II kl. w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni i radiotelefonisty stacji pośredniofalowych PIR . Żeglował w Jacht Klubie Marynarki Wojennej „Kotwica” w Gdyni. Dookoła świata nie popłynął, ale trochę powędrował po Dalekim Wschodzie. Dla kompletności doznań ćwiczył wspinaczkę, był na w Kaukazie Elbrusie (5642 m n.p.m.), a także w Himalajach na Shivligu (nazwa tłumaczona: penis boga Sziwy – bardzo piękna święta góra, 6543 m n.p.m.), a potem w Alpach na Wildspitze (3774 m n.p.m.), gdzie schodząc ze szczytu, spadł, ale przeżył (połatali go udatnie w Innsbruku). W tym czasie ukończył też studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Lata mijały i zmiany nie były już tak częste. Po 1989 r. pracował jako prawnik przy procesach przekształceń własnościowych na Śląsku oraz w firmie Backer McKenzie. Założył Szkołę Alpinizmu Przemysłowego, z czego musiał zrezygnować, bo podjął pracę jako wicedyrektor Biura Skarbu Państwa w Ministerstwie Finansów. Po powołaniu Ministra Skarbu został wicedyrektorem Departamentu Spraw Majątkowych. Równocześnie zajmował się sprawami gospodarki, m.in. był przewodniczącym Rady Nadzorczej w Mennicy Państwowej S.A. i wiele lat członkiem Rady Nadzorczej Fiata Auto Poland S.A. i innych spółkach. Napisał kilka książek o przekształceniach własnościowych oraz z zakresu prawa spółek.
Po 10 latach służby państwowej przez kolejne 10 lat zajmował się zawodowo „świadczeniem posługi edukacyjnej” w szkołach wyższych i na kursach menedżerskich, w których – jako docent doktor – wykładał prawo gospodarcze. Wypromował blisko 100 magistrów i licencjatów. Z 50-letnim stażem pracy zawodowej przeszedł na emeryturę. Za aktywność społeczną i zawodową otrzymał sporo różnych odznaczeń i odznak, w tym: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Dorobił się syna Tytusa – oboisty koncertującego na całym świecie, żeglarza żeglującego Omegą po szerokich rzekach ukraińskich i białoruskich, a czasem całkiem wąskich polskich i niemieckich, tudzież hobbysty w zakresie starych samochodów i motocykli, który podobnie jak ojciec niczego specjalnego się nie dorobił (poza nazwiskiem w świecie muzyki i wydaniem dziewięciu płyt CD), nadto córki Kai, która wyemigrowała do Włoch, oraz konia Heńka rasy haflinger – obaj znają się jak łyse konie. Zajmuje się „natural horsemanship” (jeździectwo naturalne), jazdą konną w stylu western, jest Prezesem Fundacji Rozwoju Jeździectwa. Jeździectwo stało się spełnieniem jego młodzieńczych tęsknot, oto bowiem snując się po Mojej Woli, wyśpiewywał smętnym głosem „Pieśń starego kowboja”, którą także później wykonywał gościnnie przy akompaniamencie gitary kol. Kazika Musiała podczas występów zespołu teatralno-muzycznego w okolicznych wsiach i miasteczkach. Mimo to żałuje, że nie zdołał zająć się jeszcze wieloma innymi, ciekawymi sprawami. Chciałby na przykład pojechać do Nowej Zelandii i na Antarktydę. W chwilach słabości wspiera się wierszem Stanisława Jerzego Leca pt. „*** (Kpię i o drogę pytam)”:
Kpię i o drogę pytam,
korsarski kapitan,
okiem pod czarną przepaską
mrugam do Ciebie, głuptasku.
[………………………………]
Z masztu, laska wędrowna w dłoni,
Drogowskaz przybiłem do niej.
Komu śmierć podstawi nogę?
Kpiącemu? Pytającemu o drogę?(z tomiku „Kpię i pytam o drogę”)
Patrząc wstecz, stwierdził, że w swoim dość urozmaiconym życiu korzystał najwięcej z rzetelnej wiedzy, jaką otrzymał w Technikum Leśnym w Mojej Woli i z intelektualnego otwarcia, którego dokonała Pani Profesor Elżbieta Staw. Bardzo ważny był też okres pracy w lasach – pod silnym wpływem natury i niełatwych warunków ukształtował swój charakter, system wartości, stosunek do otoczenia.
Oprac. kol. Kazimierz Orzechowski